Tab Article
Dwudziestosześcioletni Samuel Beckett napisał tę autobiograficzna powieść w 1932 roku - miał nadzieję, ze dla pieniędzy. Jednak zaden wydawca nie chciał przyjać utworu, totez przez resztę zycia autor Końcówki wstrzymywał się z jego publikacja, wykorzystujac fragmenty w późniejszych, dojrzalszych dziełach.
Belacquę, bohatera Snu... i alter ego autora, poznajemy jako miłośnika Dantego, badacza obyczajów dublińskiej bohemy i artystę. Wędrujac z Irlandii przez Niemcy do Francji i znów do Irlandii, Belacqua poznaje "kobiety piękne i takie sobie", a przy okazji przezywa dziwne, zabawne i upokarzajace przygody, opisane językiem... No właśnie. Najwazniejszym bohaterem tej ksiazki jest język, zwiastujacy przyszła wielkość autora, nieokiełznany, zamaszysty, jadowity, zmienny, we wszystkich diapazonach angielskiego, francuskiego, niemieckiego, nie wspominajac juz o włoskim i łacinie. Autor bezlitośnie kpi ze wszystkich i wszystkiego, mimochodem wtracajac pełne erudycji dygresje w najlepszej tradycji Sterne'a, dyskutuje o muzyce i literaturze, napomyka o Hessem, Dymitrze Karamazowie i "George Bernardzie Pigmalionie". Prawdę mówiac, opisy przypadków Bela, z jego obolałymi stopami i nieudanym zyciem erotycznym, nie pozwalaja mówić o spójnym watku - jak powiadał Beckett, wszelka jedność w tej powieści jest wyłacznie "mimowolna". Ale: "Rozkwitła róza fraza wstrzeli czytelnika prosto we frazę następna. Prawdziwe przezycie bowiem istnieje nie w określeniach i sformułowaniach, lecz między frazami, w ciszy przekazywanej pauza". Czternaście lat po śmierci Samuela Becketta równiez polski czytelnik będzie mógł wreszcie poznać młodzieńczy, a juz porywajacy talentem i wyobraźnia utwór genialnego Irlandczyka.