Tab Article
życie w bloku, arcydziele surowego piękna czasów późnej komuny, to prawdziwa metafora istnienia człowieka nowoczesnego. Wszak mieszkania unosza się nad ziemia, a dziesiatki balkonów zwisaja nad miastem, dzięki czemu mieszkańcy moga dystansować się od przyziemnej zgnilizny i klasowo niedopasowanych sasiadów. W tym centrum wszechświata, na ostatnim piętrze – gdzie najblizszymi sasiadami sa niebo i synogarlice – mieszka Tadeusz, który od ojca dostał wazne zadanie: pójść z puszka ziarnistej kawy do Stefana, złotej raczki, z prośba, by ów kawę zmielił. Wyprawa nie jest łatwa, trzeba pokonać korytarz, taki, ja wiem, na sto, góra sto dwanaście metrów, oszklony dwudziestoma, no, moze dwudziestoma dwoma oknami, ciemny, bo łobuzy ciagle wykręcaja zarówki. A jak tu przejść samotnie przez zaułki tego betonowego Akropolu, skoro ukryte bóstwa i centaury tylko czekaja, by w człowieka wejść i go przebóstwić?
Złodzieje zarówek to znakomita i zaskakujaca proza. Pod doskonałym piórem Tomasza Rózyckiego wielka płyta przeistacza się w wielopiętrowa opowieść o zyciu bloku i jego mieszkańcach, spleciona z sasiedzkich plotek i osiedlowych legend. Korytarze wydłuzaja się i placza, czas i narrator gubia, a przed czytelnikiem rośnie surrealistyczna, straszna, ja wiem, moze nawet trochę śmieszna opowieść o PRL-owskiej Polsce pomieszczonej w jednym bloku.