Tab Article
„Piszę: «lecę do Syrakuz». Lecz ściśle mówiac lecę do Katanii, stamtad jadę autobusem, trochę dłuzej niz godzinę.
Jest późny wieczór, po lewej, gdzie domyślam się morza, prowadzi nas linia industrialnych świateł. Byłem kiedyś w tych miejscach, widziałem wybrzeze poharatane przez przemysł w ramach bezmyślnego wyrównywania szans Południa wobec Północy, które nosi wszelkie znamiona mediolańskiego czy rzymskiego alibi, by niszczyć piękno poza własnym podwórkiem. Nie muszę tego sprawdzać. Wiem. Widzę oczami pamięci kamienie – trudno zgadnać czy będace resztkami starozytnych domów i światyń, czy naturalnymi skałami, widzę łaki, na których przeszło dwa tysiace siedemset lat temu szukali nowego miejsca na ziemi pierwsi kolonizatorzy z Grecji. Gdzie znajdujac w jaskiniach czaszki karłowatych słoni, roili sobie istnienia jednookich Cyklopów i snuli historie o wynaturzonych dzieciach Zeusa, o straceniu do Tartaru, o spotkaniu wędrowca Odysa z biednym Polifemem.
Biednym? Tak, biednym. Bardzo biednym. Naszym. Wyrównał szanse i format nas, małogłowych, z wielkogłowym Cyklopem Krzysztof Karasek, poeta z homerycka broda, opisujac oślepienie Jednookiego przez kogoś, komu na imię Nikt. Przerzucajac tęczę pomiędzy oślepionym Polifemem a nami, którzy co dzień dociekamy przyczyn naszego bólu, i w odpowiedzi słyszymy dokładnie to samo, co usłyszał Cyklop: Nikt. Nikt nam nie zadał zgryzoty, nic nas nie rozjatrzyło, a przeciez nosimy w sobie przyczyny, stan zapalny i śmiertelne skutki tych rozjatrzeń i cierpień. Kto poharatał wschodnie wybrzeze, plaze Augusty i półwyspu Thapsos, gdzie w VIII wieku przed świętym Pawłem Grecy szukali źródła z czysta woda? Nikt. A przeciez Nikt nie nalezał do pierwszych ludzi na tej ziemi, zamieszkanej jeszcze w epoce brazu. Nawet tam rozsnuto pajęczynę rurociagów, która wyznacza teraz autobusom rozjarzony szlak od Katanii do Syrakuz”.