Kategoria: Metal

NERO

  • Autor / Author: Closterkeller
  • Wydawnictwo / Publisher:
  • Data wydania / Year publisher: 2004
  • Nośnik / Carrier: CD
  • Muzyka / Music by:
  • Czas trwania / Duration:
  • Dostawa: Normalna
$17.95 $19.95 10%
Qty

Tab Article

Utwory:
Patrzac jak toniesz;
Podziemny krag;
Kiedy latam;
Jak o kamień deszcz;
Królowa;
On przychodzi noca;
Nero;
Miraz;
Niewazne jak będzie;
Poza granica dotyku;
Ktokolwiek widział

Wykonawcy:
Anja Orthodox - wokal,
instrumenty klawiszowe;
Gerard Klawe - instrumenty perkusyjne;
Michał Rollinger - instrumenty klawiszowe;
Marcin "Freddie" Mentel - gitara;
Marcin "Pucek" Płuciennik - gitara basowa

Female fronted Goth-metal band Closterkeller are a major act in their native Poland.

They're little known in the wider world, since most of their albums are sung in Polish. However, with their latest album, Nero, they're released an international version with the vocal tracks re-recorded in English. This might just expose their music to a wider audience.

While some of the earlier Polish-only albums had a quite punky feel, "Nero" has a far richer multi-layered sound. Parts of the album are very metal orientated, heavier and more riff-based than older work. The closest comparison is probably to doom-metal bands like Paradise Lost or Anathema. But they're by no means a straight metal band; the heavier songs are balanced by plenty of atmospheric material that sounds close to progressive rock. The keyboard-dominated title track in particular reminds me very much of Tangerine Dream.

Checking the liner notes for the past two albums, "Cyan" and "Graphite", I see they've gone though a lot of lineup changes; indeed the only constant factor is vocalist Anja Orthodox, her powerful yet beautiful vocals defining Closterkeller's sound. I was worried they'd lose something sung in English; but her strong Polish accent somehow gives the music an exotic appeal rather than merely sounding comical. After all, Vampires have Eastern European accents.


---------------------------------------- Oto po dość długiej przerwie w studyjnych wydawnictwach (płyta "Graphite" ukazała się dobre cztery lata temu), do sklepów trafia nowy album najbardziej zasłuzonej polskiej grupy gotyckiej. Closterkeller powraca nieco odmieniony personalnie (po nagraniu poprzedniego albumu skład opuścili basista Krzysztof Najman i gitarzysta Paweł Pieczyński), ale przede wszystkim muzycznie. "Nero" mozna postawić na jednej półce z "Graphite", ale juz do "Scarlet" czy "Blue" bardzo tej płycie daleko. Ewolucja muzyczna zaprowadziła zespół w nieznane dotad rejony. Czy to dobrze, ocenia fani. Ja mam względem "Nero" mieszane uczucia.

Z jednej strony mamy tu ciekawy jak na Closterkeller eksperyment - płyta jawi się jako rzecz w sumie dość trudna w odbiorze. Zabrakło na "Nero" kompozycji chwytliwych, zapadajacych od razu w pamięć jak "Władza" czy "Agnieszka". Zamiast tego otrzymaliśmy jedenaście numerów o takiej dawce mroku, smutku i depresyjnej atmosfery, jak jeszcze nigdy w historii tego, skadinad mało optymistycznego, zespołu. "Nero" zgodnie z tytułem jest płyta ciemna, duszna i zgaszona. Kojarzy się nieco ze swoja poprzedniczka, choć zaszło kilka zmian. O ile do tej pory mozna było mówić o charakterystycznym stylu Closterkellera, opartym na dynamicznych partiach basu i gitary, to w przypadku "Nero" na pierwszy plan zdecydowanie wysunęły się instrumenty klawiszowe, obsługiwane przez Michała Rollingera, ale takze przez wokalistkę Anję Orthodox. Tak obfite uzycie "parapetów" i to głównie w nieco bardziej industrialnej konwencji spowodowało, ze gitara i bas, tak istotne w Closterkellerze do tej pory, jakby straciły na znaczeniu. Freddie nie stara się nawet zajać miejsca po Pawle Pieczyńskim, bodaj najlepszym polskim gitarzyście tego gatunku, ograniczajac się do mocnych podkładów, kojarzacych się chwilami bardziej z Rammsteinem, niz np. z Fields Of The Nephilim. Prawie darował sobie równiez granie solówek, ale tego nie traktowałbym jako czegoś negatywnego, poniewaz akurat te nieliczne solowe partie gitary na "Nero" do wybitnych nie naleza. Dobrze więc, ze gitarzysta zna swoje miejsce i nie stara się grać powyzej swoich umiejętności. Basista Pucek natomiast jest wprawdzie sprawnym instrumentalista, ale nie dominuje swoja gra struktury kompozycji, jak to bywało w przypadku Najmana. W rezultacie klawiszowe plamy i głos Anji Orthodox zdominowały materiał. Jest to niewatpliwie ciekawa odmiana, ale moim zdaniem Closterkeller stracił nieco na oryginalności. Obecnie blizej grupie do dokonań Artrosis (partie gitary, aranzacje) czy Moonlight (szczególnie w spokojniejszych kompozycjach) niz do własnego stylu. A jeśli pionierski zespół zaczyna brzmieć jak swoi epigoni, to chyba nie jest to najlepszy sygnał.

Eksperymenty pojawiaja się nie tylko w warstwie instrumentalnej. Anja oprócz charakterystycznych dla siebie patentów wokalnych pozwala sobie niekiedy na rzeczy świeze i oryginalne. Czy będzie to charakterystyczny dla folku sposób śpiewania w końcówce "Patrzac jak toniesz", czy niemal blackowe patenty w "Królowej" (skadinad jest to moim zdaniem najlepsza kompozycja na płycie). Poza tym mamy tu jednak duzo Anji takiej, jaka od lat znaja i lubia fani. Gdyby jeszcze tylko pojawiło się kilka bardziej charakterystycznych i chwytliwych melodii, byłoby znacznie lepiej.

Na koniec jeszcze słów parę o produkcji. Anja w wywiadzie udzielonym naszemu serwisowi powiedziała, ze proces rejestracji tej płyty wygladał dość nietypowo, zdarzały się rózne dziwne historie. Być moze to właśne jest przyczyna, dla której obok utworów zrealizowanych perfekcyjnie (np. "Poza granica dotyku") mamy tu tez kilka pomyłek realizatorskich. Najbardziej ucierpiał na tym "Kamienny krag" (coś dziwnego dzieje się z brzmieniem gitary - w załozeniu miało chyba byc dość dynamiczne, wyszło nijakie) i "Ktokolwiek widział" (ten utwór ogólnie brzmi jak wersja demo, być moze to wina wysunięcia na pierwszy plan wokalu i perkusji, a ukrycia reszty. Szkoda, bo mógłby to być jeden z mocniejszych momentów płyty). Dziwne o tyle, ze większość albumu nagrana została co najmniej bardzo poprawnie.

"Nero" to album dość dziwny i odrobinę nierówny. Nie mozna chyba mówić o jakimś kryzysie, ale wydaje mi się, ze zespół stoi na rozdrozu. Przypuszczalnie następna płyta moze być ta, która przesadzi o nowym obliczu Closterkellera. Ten album jednak zdecydowanie bardziej polecałbym fanom "Graphite" niz "Scarlet".

autor: Adam "kalisz" Kaliszewski