Tab Article
Gdy w 2006 roku Mateusz Morawiecki wystartował w konkursie na prezesa Zarzadu Banku Zachodniego WBK, dawano mu niewielkie szanse na zwycięstwo. Wygrał, bo jego wizja zachwyciła irlandzkich właścicieli. Była nierealna, oderwana od rzeczywistości i rynkowych realiów, ale doskonale trafiała w gusta odbiorców. Dziewięć lat później, wykorzystujac tę sama filozofię, Morawiecki uwiódł najpierw Jarosława Kaczyńskiego, a później elektorat Prawa i Sprawiedliwości i nawet część przedsiębiorców. Idealny depozytariusz post-prawdy.
Kim jest Mateusz Morawiecki? Politykiem, który ma nadać PiS-owi europejskiego sznytu, czy człowiekiem, który z wściekłościa zrywa serduszko Wielkiej Orkiestry Światecznej Pomocy naklejone na słuzbowym samochodzie jego współpracownika? Krytykiem zagranicznego kapitału, czy tym, który w trosce o swoja karierę – jako jedyny Polak zasiadajacy z Zarzadzie BZ WBK – głosuje za wprowadzeniem rozwiazania niekorzystnego z punktu widzenia polskiego systemu podatkowego, bo tego zyczy sobie zachodni inwestor?
Nad jego warszawskim domem nieustannie powiewa biało-czerwona flaga, a on sam twierdzi, ze „napędza go miłość do Polski”. Ale karierę zawdzięcza zagranicznemu kapitałowi. Raz twierdzi, ze powinniśmy sprowadzić do Polski biedne rodziny z Afryki, a innym razem – widzac wycieczkę Japończyków – stwierdza: „Tych to bym wszystkich powyrzynał”. Tańczy przed ojcem Rydzykiem i przeklina jak szewc. Jakie poglady ma „delfin” PiS-u, który ma szansę stać się następca Jarosława Kaczyńskiego?