Tab Article
"Sami swoi" to kultowy dla wielu pokoleń film. W swojej ksiazce Dariusz Koźlenko opisuje fenomen tej komedii wszech czasów i szuka odpowiedzi na pytanie, dlaczego niemal pięćdziesiat lat po premierze "Sami swoi" nadal bawia Polaków i wciaz zdobywaja nowych fanów.
W ksiazce "Sami swoi. Za kulisami komedii wszech czasów" znajduja się rozmowy z twórcami filmu. Autor spotyka się z Sylwestrem Chęcińskim - rezyserem filmu, z Andrzejem Mularczykiem - autorem scenariusza, z operatorem kamery Andrzejem Ramlauem, ze scenografem oraz kostiumologami. Rozmawia równiez z aktorami, którzy stworzyli niezapomniane kreacje - Jerzym Janeczkiem i Ilona Kuśmierska, z Witoldem Pyrkoszem i Ryszardem Kotysem. Rozmowy te odsłaniaja kulisy powstawania najzabawniejszego polskiego filmu, które okupione było bardzo cięzka praca. Z kart ksiazki dowiadujemy się o zawodowej rywalizacji między dwoma głównymi bohaterami - Władysławem Hańcza i Wacławem Kowalskim, o tremie debiutantów i aktorskich ambicjach. Poznajemy historię zmieniajacego się w trakcie kręcenia scenariusza oraz postsynchronów, które uratowały film. W ksiazce Koźlenko nie brakuje tez humoru. Autor przytacza anegdoty z planu, a takze przedstawia wcześniej niepublikowane szczegóły produkcji "Samych swoich".
Od wydawcy:
"Scena o tyle trudna, ze ma być zrobiona w jednym ujęciu, więc nic nie moze nawalić. Ale to nic nadzwyczajnego, wszystko pewnie poszłoby gładko, gdyby nie to, ze niespodziewanie do akcji właczył się tak zwany czynnik ludzki.
Ramlau: - Zaczęło się dobrze, zrobiliśmy pierwszy dubel, drugi. Przy kolejnym patrzę w kamerę i widzę: Janeczek nadjezdza, Kowalski wybiega, a w perspektywie drogi, która powinna być pusta, wychodzi zaprzyjaźniony z nami sołtys Dobrzykowic z rowerem, nawalony jak stodoła, i idzie w nasza stronę. Stop, przerywamy ujęcie, wszyscy krzycza, zeby sołtys się schował. Sołtys wchodzi w jakaś bramę, robimy kolejne ujęcie.
Patrzę w kamerę: koń jedzie, Kowalski wybiega, a w tle wychodzi z bramy nawalony sołtys z rowerem i idzie w nasza stronę, machajac radośnie. Stop, przerywamy. I tak ze trzy razy. W tej sytuacji kierownik planu mówi: wy sobie idźcie coś zjeść, a ja pójdę tam i przypilnuję sołtysa, zeby juz nie wyszedł. Minęło pół godziny, zjedliśmy zupkę, sołtysa nie widać, szykujemy się do ujęcia. Patrzę w kamerę: Witia jedzie na koniu, Kowalski wybiega, a w tle... wychodzi nawalony jak stodoła kierownik planu. Z rowerem."