SEARCH
Phone orders. Call: 773.282.4222

Czesław Niemen nie żyje Robert Sankowski 1/17/2004 12:00:00 AM Zródło: Gazeta.pl
Niemen rozpalał ogromne emocje. Stał się dyżurnym kontestatorem polskiej sceny muzycznej. W latach 60., 70. i 80 dla jednych był idolem, genialnym muzykiem i symbolem buntu, dla innych - dzikim krzykaczem, którego natychmiast należy zdjąć ze sceny. Krążyła o nim masa nieprawdziwych plotek: o ekscesach na koncertach, o burdach w hotelach.

W połowie lat 60. Niemen kilka razy wyjeżdżał z zespołem Niebiesko-Czarni na występy w paryskiej Olympii. Według legendy podczas jednego z tych wyjazdów zaszła w nim ogromna przemiana. Do Francji pojechał typowy polski wokalista bigbitowy. Po paru miesiącach z samolotu na Okęciu wysiadł po prostu gwiazdor. Ubrany kolorowo, wręcz pstrokato, długowłosy. Szokujący nowym image'em w siermiężnej, gomułkowskiej Polsce.

Niemen jako pierwszy z polskich wykonawców zrozumiał przemiany, które zachodziły w muzyce w połowie lat 60., przez co zmagał się z niezrozumieniem, czasem wrogością części publiczności, środowiska artystycznego i władz. Choć trudno w to uwierzyć, ale w 1965 r. państwowa komisja weryfikacyjna (tak! coś takiego funkcjonowało w socjalistycznej Polsce) odmówiła Niemenowi przyznania praw do publicznych występów organizowanych przez państwową Estradę.

Do rangi symbolu urósł jego występ na V Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w 1967 r., na którym wykonał "Dziwny jest ten świat". Jego ekspresyjna, nieomal wykrzyczana interpretacja dla wielu słuchaczy była wstrząsem, podobnie jak wiele jego innych projektów.

Śpiewać po swojemu

Nieustannie wzbudzał kontrowersje. Ale Niemen był ponad całe to zamieszanie. - Jestem trochę zażenowany osiągniętą pozycją - mówił już w wywiadzie w 1968 r. - Nigdy nie dążyłem do sławy. Chciałem po prostu śpiewać. Zamiast trzymać się schematów, kroczyć własną drogą - mówił.

Przez co najmniej kilkanaście lat zawsze był o krok do przodu w porównaniu z tym, co oferowała czołówka polskiej muzyki rozrywkowej. Nie przypadkiem w latach 1964-80 regularnie wygrywał plebiscyty pism "Jazz" i "Non Stop" w kategorii najlepszy polski wokalista.

Wciąż eksperymentował

Urodził się jako Czesław Juliusz Wydrzycki 16 lutego 1939 r. w białoruskiej wsi Wasiliszki Stare. W 1958 r. razem z rodziną w ramach repatriacji przeprowadził się do Gdańska. Po raz pierwszy pojawił się na scenie w trójmiejskim studenckim klubie Żak. O tym, że ma znakomity głos, wiadomo było od początku jego kariery, gdy jeszcze pod prawdziwym nazwiskiem śpiewał piosenki południowoamerykańskie.

Potem, już pod pseudonimem "Niemen" (zasugerowanym mu przez żonę animatora polskiej sceny bigbitowej Franciszka Walickiego) potrafił wycisnąć własne piętno nawet na takich kompozycjach, jak "Stary niedźwiedź mocno śpi" czy "Mamo, nasza mamo" które, w odpowiedzi na hasło "Polska młodzież śpiewa polskie piosenki", wykonywał z zespołem Niebiesko-Czarni.

Naprawdę zabłysnął, gdy wziął swoją karierę we własne ręce. Najpierw z grupą Akwarele, potem Enigmatic, wreszcie z formacją, której użyczył swojego pseudonimu, w końcu z zespołem Aerolit. Nieustannie poszukiwał, eksperymentował. - Moim ideałem byłoby tworzyć muzykę, która stałaby na pograniczu muzyki rozrywkowej i poważnej - mówił w jednym z wywiadów.

Na początku lat 70. nagrywał z jazzmanami, śpiewał wiersze Norwida, Asnyka, Przerwy-Tetmajera. Próbował zdobyć rynki zachodnie. Występował w Niemczech, we Włoszech, w USA. Podpisał kontrakt płytowy z wytwórnią CBS, który jednak nie przyniósł sukcesu za granicą.

Tylko dwie płyty

Zwrócił się ku muzyce elektronicznej. Występował solo. Na początku lat 80. prawie w ogóle zniknął ze sceny (dał tylko kilka koncertów). W 1986 r. przypomniał się publiczności, występując z okazji 25-lecia polskiej muzyki rockowej Old Rock Meeting. W ciągu ostatnich 20 lat wydał tylko dwie płyty z premierowymi kompozycjami - "Terra Deflorata" w 1989 i "Spodchmurykapelusza" w 2001. W końcu odszedł od muzyki i skoncentrował się przede wszystkim na grafice komputerowej.

Chorował już od dłuższego czasu. O jego walce z rakiem wiedzieli jednak tylko najbliżsi. Nie chciał robić z tego sprawy publicznej. Po raz kolejny choroba zaatakowała go kilka tygodni temu. Jeszcze przed świętami czuł się dobrze. Parę dni później był już w szpitalu.